Nie umarłbym za kraj bigotów, złodziei i nędzarzy
umysłowych. Wszystkie wartości tego kraju bolą mnie. Bijąca prostota każdego mijanego
przechodnia uderza bezpośrednio w twarz. Różnorodność budzi tu odrazę. Wszyscy
są tacy sami, tak samo szarzy, identycznie przeciętni. Również przekonania
muszą być jednolite, a każde różniące się, pojedyncze głosy są atakowane ze
wrodzoną nienawiścią. Zawistne miny to nieodłączna część każdego polskiego
miasta. Jedyna forma wyrażenia szacunku to ustąpienie miejsca babci w tramwaju.
Nikogo nie obchodzi ani drugi człowiek, ani rzecz do niego nienależąca. Ludzi
tutaj nigdy nie dają nic z siebie, nastawieni są jedynie na branie. Życie
Polaka wygląda jak walka o przetrwanie. Liczą się tylko fundamentalne kwestie,
dlatego sztuka w Polsce nigdy nie znalazła swojego miejsca. Nadzieja na zmiany umiera
na moich oczach, bo młode pokolenie ich nie potrzebuje, zajęci są dobrą zabawą.